Gdy w styczniu padały propozycje miejsc, w które moglibyśmy wyjechać, propozycja trzech aktywnych dni w górach wydawała się nie tyle nieatrakcyjną, co trudną do zrealizowania. Czwarte klasy na szlaku? Nie... Postanowiliśmy jednak udowodnić sobie (i innym), że razem możemy wiele i na początku czerwca grupa uczniów klas czwartych (oraz oktet reprezentantów klasy piątej) w towarzystwie opiekunów (Janusz Wojtan, Lila Wawrzkiewicz, Marta Pater oraz Małgorzata Muranowicz) stanęła na zakopiańskiej ziemi.
Celem pierwszego dnia wycieczki była stolica Tatr - Zakopane. Zwiedziliśmy cmentarz na Pęksowym Brzysku oraz Muzeum Tatrzańskie. Poznaliśmy historię i topografię miejsc, które chcieliśmy zwiedzić. Sprawdziliśmy równiez swoją kondycję, zdobywając Gubałówkę od strony Krupówek (większość, startując z 823 m znalazła się na 1123 m w bardzo krótkim czasie). Było warto - mogliśmy nacieszyć nasze oczy wspaniałym, górskim widokiem.
Po zejściu z Gubałówki udaliśmy się do miejsca zakwaterowania - hotelu "Willa Rosa" w Małem Cichem. Nowopowstały budynek krył pewną tajemnicę - nikt z nas nie widział go wcześniej, co wiązało się z pewnymi obawami. Jak się okazało - niepotrzebnie! Duże pokoje z balkonami i łazienkami, wieloosobowe studia dla dziewczyn, stylowe wykończenia. Obiekt okazał się bardzo komfortowy! Po szybkim rozlokowaniu się w pokojach i zjedzeniu obiadokolacji spotkaliśmy się z prawdziwym góralem, który - używając gwary góralskiej - pokazał nam tradycyjny strój, opowiedział o życiu w Tatrach oraz zagrał kilka utworów na instrumentach, które widzieliśmy po raz pierwszy w życiu (m.in dudy, nazywane w gwarze "kozą").
Drugiego dnia po śniadaniu udaliśmy się do Kątów, by na własne oczy przekonać się, jak piękny jest Dunajec - rzeka dzieląca Polskę i Słowację. Dwugodzinny spływ tratwami był pełen wrażeń - niektórzy z nas wiosłowali, machali do stojących na brzegu turystów ( dzięki temu już wiemy, jak mówić "cześć" po słowacku). Inni woleli słuchać opowieści flisaków lub po prostu oglądać naturalne piękno mijanych gór, wypatrywać ryb i zwierząt. Gdy wpływaliśmy na teren Słowacji, powitała nas czapla oraz bocian czarny - niektórzy widzieli te ptaki po raz pierwzy w życiu... Trochę przeraziliśmy się, przepływając nieopodal Trzech Koron ("To tak wysoko?") i zaskoczyliśmy reakcjami naszych telefonów, logujących się w słowackich sieciach komórkowych.
Szybki przzejazd do Krościenka i trzygodzinny atak na najwyższy szczyt Trzech Koron - Okrężnicę. Dla niektórych z nas pokonanie ponad 580 metrów wysokości wiązało się z pewnymi trudnościami, musieliśmy zrobić kilka przerw, ale trud związany z wędrówką został wynagrodzony niesamowitym widokiem. Tatry na wyciągnięcie ręki! Dunajec wyglądający jak wstążka, a tratwy podobne do pudełek z zapałkami! Świadomość, jak wysoko się wspięliśmy, dawała nam powszechne poczucie satysfakcji. WSZYSCY weszliśmy na Gubałówkę i Trzy Korony! WSZYSCY zeszliśmy! DALIŚMY RADĘ! Nie omieszkaliśmy również podczas powrotu na parking zaczerpnąć świeżej wody żródlanej ze specjalnego korytka - pycha!
Ostatni dzień rozpoczął się śniadaniem i wykwaterowaniem z pięknej "Willi Rosa". Udaliśmy się do Kościeliska, by spędzić kilka ostatnich godzin z Tatrami. Tu czekała na nas bacówka z pysznymi oscypkami i piknik na Polanie Pisanej. Wspaniała pogoda, szum czyściutkiej wody, góry dookoła... Już wiemy, co skłoniło poetów do wypromowania Tatr... Jak można sie w nich nie zakochać?
Gdy w piątkowy wieczór wysiedliśmy z autokaru na szkolnym parkingu, wielu z nas myślało o tym, by wrócić ponownie na tatrzańskie szlaki. Kto wie? Może za rok wejdziemy wyżej?