Bieszczady późna wiosną potrafią zauroczyć... Z taką myślą wraz z pozostałymi uczestnikami wycieczki w Bieszczady przemierzaliśmy kolejne kkilometry polskich dróg... Towarzyszące nam czerwcowe słońce dawało pozytywną energię, a humor dopisywał wszystkim uczestnikom wyjazdu.
Pierwszym przystankiem na naszej liście atrakcji był stary, wspaniały Sandomierz. W mieście, znanym obecnie z serialu "Ojciec Mateusz" urzekła nas stara zbrojownia, w któej mogliśmy poprzymierzać zbroje rycerskie i stare stroje. nasz przewodnik, p. Jacek, opowiadał o Sandomierzu i jego okolicach w sposób niezwykle ciekawy, bazując nie tylko na datach i wydarzeniach, ale również na legendach i opowieściach regionalnych.
Kilka godzin później wszyscy staliśmy na zaporze w Solinie. Wspaniały widok psuła nieco pogarszająca się pogoda. W środku zapory mieliśmy okazję podziwiać jej potęgę - grubość murów i budowa tamy jest imponująca! Nie zabrakło oczywiście pamiątkowych zdjęć i szaleństw na tamie. W planach tego dnia był również rejs statkiem "Tramp" - podziwialiśmy jezioro z bliska, zaś p. kapitan opowiadał o historii statku i puszczał nam bieszczadzkie piosenki oraz szanty.
Zmęczeni atrakcjami pierwszego dnia doterliśmy do Polańczyka, gdzie czekała nas... lekcja historii. Komfort pensjonatu "Molo" przeszedł nasze oczekiwania, przenosząc wszystkich do czasów, o których opowiadali nam nasi rodzice. Wszystko jednak miało swoje dobre strony (po powrocie do domów na pewno wszyscy docenili luksus w swoich pokojach i zaczęli o nie dbać...). Ogromnym minusem była mała ilosć gniazdek (nie dało się podłączyć wszystkich ładowarek jednocześnie, ale każdy jakoś się dogadał z innymi i ładowaliśmy na zmianę...), ale wszystkie niedogodności rekompensowało bardzo dobre jedzenie.
Drugi dzień to mnóstwo planów (szlaki turystyczne, przejażdżka kolejką bieszczadzką) i straszna ulewa. Pogoda była dla nas łaskawa podczas podróży kolejką. W wagonach śpiewaliśmy, podziwialiśmy przyrodę i graliśmy w gry integracyjne z naszymi opiekunami. Mocny deszcz uniemożliwił nam zwiedzanie minizoo, jednak po ustaniu ulewy weszliśmy na szlak i podążyliśmy w kierunku Połoniny Wetlińskiej. Doszliśmy do schroniska, w którym napiliśmy się herbaty i zjedliśmy małe co nieco, po czym wróciliśmy do Polańczyka.
Ostatniego dnia odwiedziliśmy Sanok (skansen), w którym przez kilka godzin poznawaliśmy życie codzienne w dawnych czasach. W drodze powrotnej rozmawialiśmy, śpiewaliśmy, układaliśmy wiersze i piosenki, robiliśmy zdjęcia i cieszyliśmy się wspólnie spędzonymi chwilami. Szkoda było się rozstawać z Bieszczadami...